Aktywiści z Ukrainy wznowili w czwartek blokadę tirów przed polsko–białoruskim przejściem granicznym w Koroszczynie. Nie zgadzają się na handel Unii Europejskiej z Rosją.
– Politycy unijni się naradzają i do tej pory nie podjęli decyzji, by ten handel wstrzymać. Jedyne co nam pozostaje, to wychodzić na przejścia i trzymać te ciężarówki naszymi rękoma – uważa Natalia Panchenko z fundacji Euromaidan–Warszawa.
Od zawieszenia blokady 22 marca, aktywiści próbowali rozmawiać z różnymi politykami, ale jak przyznaje Panchenko, efekty nie są zadowalające. – W Ukrainie co sześć godzin ginie dziecko z rąk rosyjskiej armii. Przez te sześć godzin unia średnio przelewa Rosji 108 mln euro. To są ogromne pieniądze, które cały czas idą do Rosji, m.in. statkami, pociągami i tirami przez granicę polsko–białoruską – zauważa Ukrainka, która od kilku lat mieszka w Polsce. – Musimy działać, bo inaczej krew tych dzieci będzie na naszych rękach, bo to my zasilamy gospodarkę unijną, płacimy podatki – tłumaczy i podaje konkrety. – 470 milionów euro, to tyle Unia płaci codziennie Rosji za gaz. A za drewno 30 mln euro. Z kolei, 4 miliardy euro Rosja zarabia na węglu.
Aktywiści blokują wszystkie ciężarówki jadące na wschód, z wyjątkiem pojazdów przewożących żywe zwierzęta. Panchenko nie ukrywa, że w razie potrzeby protestujący zostaną przed Koroszczynem na stałe.
Tymczasem, kolejka ciężarówek rośnie. W czwartek kierowcy 1300 tirów na odprawę musieli czekać średnio 43 godziny. Sznur wzdłuż krajowej „dwójki” ciągnie się przez około 40 kilometrów. Policja utworzyła strefę buforową oddzielającą protestujących od ciężarówek.
Przypomnijmy, że szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zaproponowała kilka dni temu nowe elementy dużego pakietu sankcji. Wśród nich wymienia się m.in. zakaz wjazdu dla białoruskich i rosyjskich przewoźników na teren UE, a także zakaz wpływania rosyjskim statkom do unijnych portów.